Campo de’Fiori w kwiatach i przyprawach


Jest w Rzymie wiele targowisk, małych i dużych, lokalnych i turystycznych, ale tylko Campo de’Fiori zabiera w podróż przez historię i współczesność, rozbudza wyobraźnię i zaprasza do świata pełnego pasji.


Campo de’Fiori to miejskie urokliwe, gwarne i bardzo rzymskie. Wprawdzie w ostatnich latach stało się atrakcją turystyczną i w tłumie coraz trudniej usłyszeć prawdziwie rzymską melodię języka, wciąż jednak jest to miejsce pełne energii i wdzięku. Trudno być w Rzymie i nie zrobić zakupów na Campo, a wieczorem nie wrócić tu, by raz jeszcze spojrzeć na plac, który po południu rezygnuje z warzyw i kwiatów, zapraszając wszystkich na kawę i spacer. Poranne Campo jest pospieszne, frenetyczne i namiętne, wieczorne wycisza zmysły, koi i łagodzi. W obu można się zakochać. I na szczęście nie są o siebie nawzajem zazdrosne, można tu bywać i za dnia, i pod wieczór.

Pole kwiatów, bo tak można przetłumaczyć nazwę tego miejsca, od wieków związane było z handlem i budowaniem lokalnej wspólnoty. W okolicznych uliczkach znajdowały się zakłady rzemieślnicze, a na głównym placu odbywało się gwarne targowanie. Do XV w. życie toczyło się tu własnym rytmem, potem bogaci i wpływowi uznali, że warto inwestować w tej dzielnicy. Pojawiły się kościoły, rodowe pałace, okolica nabrała elegancji, stało się wygodniej i bardziej wielkomiejsko. W XIX wieku plac poszerzono, pozostawiając jego targowy charakter. Warzywa, owoce, kwiaty – wszystko to można tu kupić i dziś, brakuje tylko zwierząt. Za to pojawiły się stoiska z ubraniami i rozmaitościami do domu, można tu kupić limoncello, suszone pomidory i pecorino romano. Pięknie wyglądają stoiska z przyprawami, można kupować na wagę lub konfekcjonowane w torebeczkach idealnie nadających się na prezenty. Nie brak tam też moich ulubionych słoiczków ze smakami Włoch, makaronów, oliw i nalewek.

Kiedy po południu sprzedawcy złożą stoiska, na środku placu pojawia się pomnik. To Giordano Bruno, wcześniej skryty między płóciennymi dachami, z nieśmiałością spoglądający na chodzących u jego stóp ludzi. Spalono go na tym placu w 1600 roku, a pod koniec XIX w. postawiono mu pomnik, jego autorem był rzeźbiarz Ettore Ferrari. Giordana Bruna uwiecznił też w wierszu „Campo di Fiori” Czesław Miłosz. Tekst wiersza po włosku został umieszczony w 2015 r. na tablicy przy Cinema Farnese na Campo.

Campo de’Fiori ma skłonność do znikania. Okoliczne uliczki potrafią zwodzić na manowce, mnie samej na początku też udawało się zabłądzić, choć miałam ze sobą mapę i wszystko wydawało się jasne. Najłatwiej dojść na plac od strony Corso Vittorio Emmanuele (przystanek Sant’Andrea della Valle) i skręcić w via dei Baullari, ewentualnie z placu Largo di Torre Argentina przejść się kawałek via Arenula, a potem skręcić w prawo w via Giubbonari.